poniedziałek, 15 czerwca 2015

W kraju Pippi




Wiele lat temu podjęliśmy decyzję o emigracji z naszego kraju. Pomimo długich i starannych przygotowań, coś nas tu zatrzymało i zostaliśmy. Od tamtej pory ta myśl krąży blisko nas a temat powraca. Powraca zwłaszcza gdy mamy okazję choćby wakacyjnie za tę granicę wyjechać.Tym razem odwiedziliśmy kraj zza naszego morza, Szwecję. Miałam swoje oczekiwania i wyobrażenia co do tego skandynawskiego kraju i już przygotowując się do wyjazdu wiedziałam, że to miasto, które wybraliśmy niekoniecznie te moje oczekiwania spełni. Po przybyciu na miejsce przywitało nas bardzo chłodne powietrze a po drodze do hotelu z trudem wypatrzyłam kilka malutkich czerwonych domków z białymi okiennicami. Hotel i centrum miasta były tak nowoczesne i industrialne, że nijak nie pasowały do pocztówki z Ikei wiszącej u nas w ramce. Na szczęście wystarczył krótki spacer po mieście i plaży, żeby mój początkowy brak entuzjazmu rozwiewał się z każdym kolejnym krokiem. Tak już mam od zawsze, że jak jestem w jakimś wyjątkowym miejscu, które bardzo mi się podoba, to od razu wyobrażam sobie, że tam mieszkam, i widzę się  jak chodzę wąskimi uliczkami z wiklinowym koszykiem pełnym zakupów z targu, jak wołam dzieci na obiad przez otwarte okiennice, jak wieszam pranie na małym patio i takie tam myśli dręczą mnie przez cały pobyt. W Szwecji nie pachniało lawendą, nie czułam ciepła bijącego od rozgrzanych słońcem chodników, nie było starych kamiennych domów otoczonych winnicami, nie było lazurowego koloru nieba. Była dobrze zorganizowana przestrzeń, porządek, spokój, pewna łagodność i harmonia pomiędzy człowiekiem a otaczającym go światem. Ludzie uśmiechnięci ale nienatarczywie, z dystansem ale ciepli i życzliwi. To był mój świat. Nieprzygotowana na takie odczucia nosiłam swój wiklinowy koszyk pomiędzy czyściutkim uliczkami i równiutko przyciętym trawnikiem. Koszyk był cięższy niż kiedykolwiek przedtem. Ja już wiem, dlaczego Skandynawowie należą do najbardziej zadowolonych z życia ludzi na świecie.